Zdawałoby się, że to wieś, jakich tysiące. Jest w niej kościół, kilkanaście ulic, drewniane chałupy. A jednak mało znany Frydman to prawdziwa ciekawostka. Geograficzna, urbanistyczna i historyczna.
Frydman, położony nad Zalewem Czorsztyńskim, nie rzuca się w oczy. Tyle wokoło atrakcji, że niedużej wsi, leżącej w dodatku w depresji, można nie zauważyć. Wał długi na 2,5 kilometra i wysoki na 16 metrów otacza Frydman troskliwym ramieniem.
Siedzi więc sobie Frydman cichutko jak mysz pod miotłą i ani piśnie o tym, jaki jest niesamowity. Unosi się jednak nad tym miejscem jakaś niezwykła aura. Nic w tym dziwnego.
Frydman to jedna z najstarszych wsi na polskim Spiszu i Podtatrzu. Rozplanowanie zabudowy, dróg i pól ma genezę sięgającą XIV-wiecznego założenia i jest zaliczane do najlepiej zachowanych na Zamagurzu Spiskim. Wieś lokowana została w 1308 roku u ujścia Białki do Dunajca.
Frydman otrzymał prawo do urządzania cotygodniowego targu i przywileje celne. Z czasem rozrósł się w dużą wieś rzemieślniczo-rolniczą i chociaż pełnych praw miejskich nigdy nie uzyskał, do XVII wieku utrzymał status miasteczka. Widać to po placowo-ulicowym układzie przestrzennym. Kilkanaście ulic zbiega się na środku wsi na dużym rynku.
Tu wznosi się kościół pod wezwaniem św. Stanisława Biskupa. Wybudowany został na przełomie XIII i XIV w. i z tego okresu pochodzi jego zasadnicza bryła. Jest nieduża, surowa, biała. Gotycką budowlę z wąskim romańskim okienkiem zakrystii wieńczy wieża na planie kwadratu. Zakończona jest renesansową attyką z elementami w kształcie jaskółczego ogona, charakterystycznymi dla świątyń spiskich.
W ciągu dziejów kościół był wielokrotnie odnawiany, co pozostawiło ślady w jego architekturze: romańską rzeźbę w kształcie męskiej głowy, gotycki portal w południowej kruchcie. Z zewnątrz najstarszy kościół na Podtatrzu sprawia wrażenie eleganckiego, ale skromnego. Wnętrze powala późnobarokowym przepychem.
Ołtarz główny, ołtarze boczne, chór wypełniają złocone figury i polichromie. W głównym ołtarzu znajduje się obraz Matki Boskiej Szkaplerznej, za którym ukryto rzeźbę przedstawiającą zabójstwo św. Stanisława. Kiedy rano świeci słońce, jego promienie wpadają przez znajdujące się za ołtarzem malutkie okienko i wypełniają drastyczną scenę mistycznym światłem.
Autor: Agencja BE&WFrydman, wnętrze kościoła pw. św. Stanisława Biskupa
Jeszcze większe wrażenie robi kaplica Matki Bożej Karmelitańskiej, dobudowana od strony północnej w 1764 r. Rozświetlona jest blaskiem bijącym od stojącego na środku złoconego dwustronnego ołtarza. Głównym jego elementem jest dwunastoramienna ozdobna gwiazda, przypominająca noszoną przez kolędników gwiazdę jasełkową. Sufit to wyobrażenie nieboskłonu – na drewnie w gołębim kolorze błyszczą złotem gwiazdy i skrzydła aniołów towarzyszące scenie koronacji Matki Boskiej.
Kaplica zbudowana została na na planie ośmiokąta, co było praktycznym rozwiązaniem dla świątyni odpustowej, która musiała pomieścić gromady ludzi przystępujących do sakramentów. Osiem narożnych wnęk mieści późnobarokowe malowane konfesjonały, a ołtarz ma dwustronne tabernakulum. Bogato zdobiona kaplica jest wyjątkowym przykładem połączenia stylu rokoko z naiwną sztuką ludową.
Wieść niesie, że swój wygląd zawdzięcza królowi Janowi III Sobieskiemu, który wracając spod Wiednia, ufundował bogaty wystrój kaplicy jako wotum wdzięczności za zwycięstwo. To jednak tylko legenda. Faktem natomiast jest, że Frydman przez setki lat pozostawał w rękach węgierskich.
Pamiątką po tych czasach jest wybudowany pod koniec XVI w. przez rodzinę Horváthów kasztel. Obronny dwór po nieudanej przebudowie w 1910 roku utracił renesansową attykę. Jego masywne mury z ryzalitami i wykuszami, resztki murów i fosy nadal przypominają czasy, kiedy Frydman był siedzibą węgierskich magnatów, którzy kontrolowali import win z Węgier do Polski.
Za kasztelem znaleźć można wzgórki porośnięte trawą, jeżynami,krzakami dzikiej róży. Pomiędzy krzewami widać kamienne łuki otaczające otwory prowadzące w głąb ziemi. To dawne piwnice win.
Niektóre z nich można zwiedzać. Potrzebna jest mocna latarka, bo ciemności w węgierskich labiryntach panują iście egipskie. Oświetlone ukazują się w postaci dwóch kondygnacji długich, rozgałęzionych pieczar, które dawniej zastawione były rozmaitej wielkości beczkami napełnionymi winem.
Drewniane baryłki gromadzono też w kamiennych budynkach, tzw. borhauzach, przez które wchodzi się do podziemi. W ich pięknych sklepieniach czas wygryzł dziury, przez które zaglądają do środka trawy i promienie słońca. Ciężkie drewniane drzwi wypadają z zawiasów, kamienne ościeżnice zaczynają pękać.
Autor: Agencja BE&WFrydman, piwnice winne
Nieco lepiej mają się frydmańskie chałupy. Wiele z nich to jeszcze drewniane zrębowe konstrukcje, z ozdobami snycerskimi w szczytach ścian i nad oknami. Stoją grzecznie jedna przy drugiej w średniowiecznym porządku ulic.
Najciekawsze są we wsi drewniane obory na wysokiej, malowanej na biało kamiennej podmurówce. Wąskie, długie, nakryte spadzistym dachem, z otwartym strychem, na którym suszą się warkocze czosnku i papryki. Na ścianach wiszą archaiczne narzędzia gospodarskie. Niektóre są wciąż używane, inne obrastają malowniczo pajęczynami.
W przesmykach między obejściami przechylają się płoty z drewnianych żerdek albo wąskich desek. Wyglądają spomiędzy nich astry i chryzantemy. Wzdłuż ulicy Zastodolnej stoją stare stodoły. Nie jedna, dwie, ale cała kolekcja.
Dawniej Frydman tętnił życiem, na rynku odbywały się targi. Jako miejsce ścierania się wpływów węgierskich, polskich i słowackich, narażony był jednak na ataki to z jednej, to z drugiej strony. Nie pomogły mu też mongolskie najazdy, pożary, zmieniający się włodarze. Dzięki swojemu położeniu Frydman rozkwitł, a potem podupadł.
Dzisiaj jest tu cicho i spokojnie, ludzi prawie nie widać. Zajęci są rąbaniem drewna na opał, wapnowaniem obór, pracą w polu. Na pustym rynku zarośniętym przez chwasty rozstawia się tylko samotny sprzedawca chińskiej tandety.
Ze wzniesienia za wsią widać zabudowania Frydmana i Zalew Czorsztyński. Jego spokojną wodę przecinają cicho sunące kajaki i łódki wędkarzy. Widać też plażę, kemping, kilka pensjonatów. Odkąd powstał zalew, Frydman dostał od losu kolejną szansę na rozwój. Na razie spokojnie zastanawia się, czy z niej skorzystać.
Tekst pochodzi z serwisu Onet.pl.